Hewò, pò dludżim czasu, pòstãpny dzél dolmaczënkù pòwiescë Artura Jablońsczégò „Namerkôny”.
W wigilię Bożego Narodzenia Kónkòwie zjeżdżali całą rodziną, żeby pod wieczór być u babci w Jastarni. Nie było tam jakiejś szczególnie uroczystej wieczerzy, jaka pewnie jest w innych domach, ale za to bardzo wesoło mijał im czas. Jest taka stara pieśń, która zaczyna się od słów: Jô w Jastarnie ùrodzony/ jô w Jastarnie chcã ùmrzéc/ A swój wiek spãdzëc na mòrzim/ przë stôwianim wiele séc. No cóż, dobrze jeśli ktoś ma taką swoją Jastarnię. Wie wtedy, że zawsze ma dokąd wrócić. Tam każda mewa swoim krzykiem go przywita. Każda sosna nowiny szeptać mu będzie. Unosząca się nad wodą poranna mgła ogrom morza mu odsłoni. A słoneczko łaskotać będzie go za uchem. Jednym słowem, wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej.
– No, dzieci! Widzicie już pierwszą gwiazdkę na niebie? – Liska dała znać dorosłym, że czas na Gwiazdora. W tym roku ustalono, że będzie nim Mateùsz. Dlatego wyszedł on do drugiego pokoju, gdzie była schowana skarpeta, która była maską i kożuch, taki prawdziwy z owczej skóry.
– Babciu, patrzyliśmy tu od strony wydm. Tam żadnej gwiazdki nie widać. – rzekł rezolutnie Léón.
– Hola! A nie wiecie, że gwiazdka z Gdańska przychodzi? Idźcie no z drugiej strony zobaczyć.
Dzieci biegły do okien, a Mija szybko otworzyła drzwi, żeby wpuścić kolędników, bo tak to wcześniej było umówione. Cóż to się nie działa w domu Liski! Koń, małpa, żandarm, chłop z gwiazdą, diabły z batami i pejczami, baba z dziadem. Dzieci z wrzaskiem uciekały, gdzie popadło! Najmniejszy wlazł w końcu pod stół i siedział cicho jak mysz. Tónk schował się pod sutannę starego księdza Tónë, który też przyjechał na święta. Tylko najstarsza Marta nie miała gdzie się schować. Na szczęście kolędnicy, jak szybko do domu wpadli, tak szybko wyszli, życząc wszystkiego najlepszego na Boże Narodzenie. Za to w salonie pojawił się Gwiazdor z pękatym workiem pełnym prezentów!