Òd dzysô wszëtczi biédë kùńc! W Zeloné Swiątczi, 15 maja 2016 rokù, w Zbichòwie (wejrowsczi kréz) spôlony béł słomiany Sztróman – symbòl zymkòwi biédë. Pôlenié Sztrómana to gwës stôri pògańsczi zwëk (kò mòże germańsczi nó co bë wskôzywa jegò pòzwa), praktikòwóny leno w Zbichòwie. Òpisôł gò m.jin. Bòlesłôw Bòrk w mònografie pt. Zbychowo i Reszki (1994).
Czej Wa ò tim zwëkù, abò pòdobnëch, co czëła dôjta znac.
A hewò tak nen zwëk Pôleniô Sztrómana òpisëje Bòlesłôw Bòrk w artiklu pt. Ożniwinë („Pomerania”, nr 6, 1981, s. 42-44). Czekawé, że dzeje sã to òb czas òżniwinów na nié na zymk. Kò w teksce je gôdka ò „głodnym zymkù”…
(…) Dalej postępowali młodzieńcy niosąc na marach słomianą kukłę nazywaną różnie; jedni mówili na nią strëch, inni banks, a mieszkańcy Reszek sztróman. Za kukłą szedł sołtys, znani reszkowscy gburzy z żonami i młodzież. Po bokach biegła rozwrzeszczona dziatwa. Stanęli na placu, wiónk i krutki zawiesili na girlandach, a strëcha postawili na przygotowanym zawczasu kopcu na środku placu. Starzy rozeszli się do stołów, a młodzież zrobiła wokół kukły krąg. Ktoś zaśpiewał piosenkę:
Hejże, braca stańmë wszëtce kołem,
na czesc wiónka zaspiewajme społem.
Kto robotë jimo sę ochotnie,
Temu nigdë nie będze markotnie.
(…) Ja nabrałem śmiałości i z innymi dzieciakami biegałem po lesie, wyciągałem z innymi podczas przerw w tańcach źdźbła słomy ze strëcha i przynosiłem je rodzicom. Niektórzy zabierali je do domu i przechowywali do jesieni, by wpleść je do powrósła, którym zabezpieczano na zimę drzewka owocowe przed zającami. Ponoć źdźbła miały przynieść w przyszłym roku urodzaj owoców.
Na dożynkach znalazł się znany w całej okolicy włóczęga Wasylk, który wędrował od wsi do wsi roznosząc nowinki i plotki i gdzie się dało gotował zupę z gwoździ. (…) Opowiadał, jak w dawniej za szlacheckich czasów reszkowianie obchodzili ożniwine. Znaczniee większego niż dziś strëcha przywożono na drabiniastym wozie zaprzężonym w cztery szemle. Na wozie siedziały dziewczęta, a parobcy cwałowali na koniach. Na drugim wozie karczmarz wiózł zakupioną przez sołtysa dużą beczkę miodu. – Tak bëło przóde – twierdził Wasylka, ale czy naprawdę? Jedni mu wierzyli, inni nie.
Wreszcie doczekaliśmy się (…) zachodu słońca. Nim skryło się za Pucką Górą, zapalono pochodnie i lampiony nad krómem karczmarza i stołem orkiestry. Wszyscy zebrali się na placu i wokół niego. Reszkowski sołtys wygłosił swoją mowę. Powiedział o szczęśliwych żniwach, zebranym plonie, i o tym, że głodny zymk musi odejść. Czy chce, czy nie chce – podkreślił dobitnie – ale musi odejść. Wskazał przy tym na strëcha i rzekł: – To je ten zły dżôd, głodny strëch, niewdzęczny sztróman i me go spolimë, żebë wicy z nama nie bëł. Wziął pochodnię od stojącego przy nim parobka, zamachał nią w powietrzu i ku uciesze zebranych przyłożył do słomy. – Niech pusty odchodzy, a pełny przechodzy – powiedział uroczyście.
Buchnął płomień, orkiestra zagrała jakiś hejnał, a my, wszyscy uczestnicy ożniwinë wznieśliśmy radosny okrzyk.
– Płomień do radosc i wesele, a dym wróży nieszczescy – powiedziała mama wpatrzona w rwące w górę pod korony drzew jaskrawe płaty ognia. (…)
Był to jednak ogień słomiany i szybko przygasał. Przy dogorywającym strëchu odtańczono trzy ostatnie tańce w rytmie prawie szalonym i uformował się orszak, ale już bez przednówkowego dziada. Jego miejsce na marach zajęła sołecka króna. Dożynkowy korowód udał sie do sali karczmarza Glóze, gdzie zabawa trwała aż do rana.
Ze względu na mnie rodzice nie poszli do Reszek. O zmroku byliśmy już w domu. Ten niespotykany nigdzie w okolicy obrządek utkwił mocno w mojej pamięci. Szkoda, że dziś już nie istnieje.