Znajeta tak co: Klëka

[w:] F. Lorentz, Kaszubi, kultura ludowa i język, Toruń 1934, s. 73
Zdrój: Kaszubi, kultura ludowa i język, Toruń 1934, s. 73

Cëż to je na klëka? Kò znajemë ją z „Kaszëbsczich nótów”. Leno ną razą nié ò ną klëkã, co jã sã na wòla naklôdalo, jidze. Tuwò prawie gôdka ò zakrzëwiony palëcë, chtërnô zwónô je téż kluką, kòzłã czë krzëwim sãkã. Przódë lat służëla òna  do przekôzywaniô wiadlów na wsach. Służëla? A mòże slużi jesz dzysô? Kò w jedny wsë na nordze Kaszëb, w Slawùtowie, klëka, zwónô kòzłã, chòdzy pò wsë do terô. Szôltëska ti wsë wësélô ją na wies z lëstã zatklim w rësënie, co je na jednym z jegò kùńców, żlë chce dac mieszkeńcóm wiédzã ò pòdatkach. Ò slawùtowsczim kòzle mdzeta mòglë przëczëtac w rujanowi „Pòmeranie”. A mòże na Kaszëbach je jinô wies, dze klëka jesz je w ùżëcym?

Wiele wiadlów ò klëce dôwô w swòjim slowôrzu ksądz Bernat Zëchta, chtëren notérëje:
klëka – 2. mocno zakrzywiona laska, zwykle jałowcowa z przyczepioną do niej kartką papieru, w której niegdyś sołtys zwoływał gminę na zebranie lub podawał jakieś ogłoszenia do ogólnej wiadomości. Dziś laska ta wyszła z użycia, a nazwą klëka określa się już tylko ogłoszenie. W Goszczynie klëka miewała kształt kozła, stąd także oboczna jej nazwa kòzeł, gdzie indziej miała kształt węża, w Kębłowie pod Luzinem kształt kijanki. Klëka przëszła, pòdatczi mają bëc płaconé. Zanies klëkã na pùstczi. Jic jak klëka – ‘rozgłosić się’: Czej ta ò tim wié, tej to pùdze we wies jak klëka – ‘wszyscy się o tym dowiedzą’ (pn, śr).

kluka – 1. laska sołecka (pd). 2. pùstonocnô kluka – laska w postaci buławy, przewiązana czarną, długą wstążką, którą posługiwano się niegdyś podczas zapraszania na tzw. pùstą noc przed pogrzebem. Zaproszenie to odbywało się w ten sposób, że dwaj chłopi ‘mężczyźni’ obchodzili chaty i klepali kluką w dzwiérze mówiąc: Dali waju prosëc na pùstą noc, po czym zanosili klukã do domu żałobnego, gdzie przechowywano ją do następnego pogrzebu we wsi (Wielkie Chełmy).

kòzeł – 3. laska sołecka (pn), były dwa rodzaje kòzłów: większy dla gbùrów, mniejszy dla reszty ludności. Podrzucając kòzła w sień naśladowano bleczenié kozła. Stąd powiedzenie: Kòzeł zableczôł (Puckie). Kòzeł dzys chòdzy pò wsë. Z kòzłã chòdzą, chto wié, co ten szôłtës òd nas chce. Szôłtësczi kòzeł nazéwô sã kòzeł, bò mô rodżi i kłãbë jak zmiarti kòzeł, a w pëskù òn trzimô lëst. Łazëc jak wiesczi kòzeł – ‘o człowieku próżnującym, wałęsającym się po wsi’.

krzëwi sãk – laska fantazyjnie zakrzywiona, służąca sołtysowi do podawania wiadomości gromadzie (Przyjezierze Wdzydzkie).

Slowò klëka mô wiele znaczënków, Zëchta pòdôwô jejich czilenôsce:
1. jarzmo na krowę lub wołu,
2. klamka u drzwi,
3. duży, krzywy nos,
4. zagięty kawał blaszanej rury od pieca, kolanko,
5. płoza u sań,
6. zakręt rzeki lub drogi,
7. kolano,
8. dawna czapka z sukna obszyta na zewnątrz barankiem i zaopatrzona w nausznice,
9. bosak do wyciągania wiadra ze studni,
10. plotkara,
11. stara panna,
12. lekkie uderzenie ręką, szturchnięcie z okazji odliczania lub żegnania się dzieci,
13. stara krowa,
14. żołądek.

Króm tegò klëka to téż pòzwa kaszëbsczégò cządnika, chtëren ùkôzywôł sã w latach 1937-1939 we Wejrowie. Je to téż czãstô pòzwa, w rozmajitëch gazétach, rubrików z krótczima wiadlama. Òkróm tegò mómë téż „Gdińską Klëkã” a „Rëmską Klëkã” – cządniczi wëdôwóné bez môlowé partë Kaszëbskò-Pòmòrsczégò Zrzeszeniô. Kùreszce je to pòzwa wiadłów w Radio Kaszëbë. Tuwò bë pewno mógl jesz wiele wëmieniwac nëch wëzwëskaniów slowów klëka, czë kòzeł, w gazétnictwie.
Klëka, jakno laska sołecka, bëla znónô w jinszich regionach Pòlsczi. Pòzywónô bëla rozmajice, np. kula czë krzywula.

[w:] A. Fischer, Kaszubi, kultura ludowa i język, Toruń 1934, s. 205
Zdrój: Kaszubi, kultura ludowa i język, Toruń 1934, s. 205

Żlë czëla wa jaczé òpòwiescë ò kaszëbsczi klëce abò znajeta jesz jinszé synonimë negò slowa dôjta tuwò do wiédzë.

Hewò bògato zdobiony rozmajitima lëtrama i céchama kòzeł ze Slawùtowa, chtëren na gwës bél ùżiwóny ju przed II swiatową wòjną:

Paneszki
(fragment opowiadania z cyklu “Hurenamle kaszubskie”)

Adam był dziwakiem. Żył ideą, której Maciej nie mógł zrozumieć. Prawdziwy Kaszub?  Dlatego bo działał w różnych stowarzyszeniach, organizował kaszubskie spotkania, zloty, zjazdy, pisał wiersze? Maciej rozejrzał się po pokoju. Ten Adam tym żył! Tylko nawiedzony gość powiesiłby na ścianie w salonie wielką mapę przedstawiającą Pomorze od Wisły po Odrę z zaznaczonymi na niej nazwami miast i wsi po kaszubsku, polsku i niemiecku. Młody Krefta sprawiał wrażenie osoby o narcystycznej naturze. Maciej upewnił się w tym oglądając powieszone bez ładu na ścianach fotografie oprawione w ramki. Na wszystkich sfotografowano gospodarza ubranego w czarną koszulkę z żółtym gryfem i napisem Kaszëbë. Wyglądało na to, że miał tylko tę jedną.

Fotografie opatrzono nazwą kraju, w którym zostały wykonane oraz datą – Marokò, czerwińc 2014, Egipt, gromicznik 2013, Serbiô, môj 2008, Łużice (Niemcë), rujan 2006, Pendżab, łżëkwiôt 2007…[1] Misjonarz – tak w myślach Maciej nazwał gospodarza.

Nagle chłopak usłyszał dzwonek do drzwi.

– Otwórz, jo! – zawołał gospodarz.

Maciej nie był pewny, czy dobrze zrozmiał. Był gościem, czy oddźwiernym? Zdecydował się jednak otworzyć.

W drzwiach stał około dziesięcioletni chłopczyk. Niespeszony wybąkał „dobry”,  wcisnął w rękę zaskoczonemu Maciejowi gruby, wykręcony na jednym końcu kij, odwrócił się na pięcie i pobiegł pędem do kolegów, którzy czekali na niego przed bramą.

– Ej ty – krzyknął do chłopca Maciej, ale ten zniknął za rogiem głośno się śmiejąc.

Chłopak pomyślał, że to jakiś szczeniacki żart, w pierwszym odruchu chciał wyrzucić badyl na podwórko. Zorientował się jednak, że w jednym z jego końców wciśnięta była kartka papieru.

 

* * *

Maciej zastał Adama siedzącego przy stole.

– Ciekawe, co? – rzekł gospodarz, odbierając kij z ręki gościa. – Wiesz co to?

– Nie mam pojęcia.

– To klëka.

– Co?

Klëka, kluka, kòzeł, krzëwi sãk… – Adam sypnął kaszubskimi nazwami.

– Możesz mówić po ludzku? – żachnął się Maciej, który od chwili przyjazdu do Krefty czuł się, jak w obcym kraju. Denerwowało go, kiedy Kreftowie rozmawiali między sobą po kaszubsku, nie wiedział, czy go obgadują czy też naśmiewają się z niego. Wolał już, gdy posługiwali się tą niegramatyczną, drażniacą ucho, polszczyzną.

– Po ludzku? Czyli jak? – gospodarz machnął klëką w powietrzu blisko twarzy gościa. – No, no – Adam pogroził palcem, ale zaraz zaśmiał się głośno, położył kij na stole, usiadł i powiedział: – Przepraszam, przewrażliwiony jestem. Jakoś nie lubię tych durnych warszawskich odzywek. Przepraszam. Chyba nie pomyślałeś, że chciałem ci walnąć?

– A jak myślisz?

– Przepraszam…

– Mówiłeś, że wy nie przepraszacie – Maciej poczuł satysfakcję, że udało mu się dowalić gospodarzowi.

– No, tylko nie łap mnie za słówka – Adam wyciągnął rękę w pojednawczym geście. – To co, zawieszenie broni?

Maciej odwzajemnił uścisk, spojrzał na kij i zapytał:

– No to do czego ten… bejsbol?

Klëka – poprawił Adam. – To laska sołecka. U nas, w Krefcie nazywana jest klëką, znowu w innych wsiach kluką lub kòzłã, czyli kozłem.

– No tak, ale do czego to?

– Dzieciakom tłumaczę, że to taki starodawny SMS – krótka wiadomość tekstowa, jaką nasi przodkowie zawiadamiali się o ważnych wydarzeniach i sprawach wiejskich.

– SMS?

– A jak dzieciom XXI wieku, które myślą, że mleko jest z fabryki a nie od krowy, wytłumaczysz, że za pomocą klëczi można przekazywać wiadomości? Widzisz tę szczelinę? – mężczyzna wskazał na dłuższą część laski. – Sołtys wkładał w nią kartkę z ważną informacją przeznaczoną dla mieszkańców wsi, na przykład o podatkach, zabawach czy zebraniu gromady. Sołtys – pan nie musiał chodzić po wsi, wystarczyło, gdy powiesił klëkã na płocie sąsiada, albo wysłał z nią parobka lub syna. Pewnie Braian ją przyniósł?

– Nie wiem, nie przedstawił się.

– Jego ojciec, Robert Wasik, jest u nas sołtysem. Antek, ale…

– Mówiłeś, że ma na imię Robert?

– No tak, ale Robert to antek, właściwie antk. Wciąż zdaża mi się polaszyć kaszubskie słowa – Adam uderzył się pięścią w pierś. – Antk to nie Kaszëba. Taki śląski gorol czy góralski ceper. Ale Robert jest w porządku. Mógłby dać sobie z klëką spokój, a on nie. Zakochał się w Kaszubach. Właściwie, to on reaktywował ten dawny zwyczaj chodzenia z kòzłã. Nie ukrywam, że trochę mu w tym pomogłem…

Macieja drażniły przechwałki Adama i ten jego nieznośny mentorski ton. Mówił czasami jak misjonarz, którego życiową misją było zbawianie zagubionych kaszubskich dusz. Po co mu to? Przecież Kaszubi i tak prędzej czy później wymrą.

– Nie jesteś ciekawy, co to za wiadomość?

– Wiem, co tam jest napisane – Adam spojrzał na kartkę wciśniętą w klëkã. – Wczoraj dostałem od Roberta SMS-a.

– To po co wam te wygłupy z kijem?

– Głupie pytanie – zagrzmiał Adam. – Po pierwsze to piękna tradycja. Po drugie służy ona do integracji. Wiesz ilu ludzi przez nią poznałem, kiedy chodziłem z nią po wsi? Tu gadka, tam gadka, tu kawka, tam kawka… nie mówiąc o czymś mocniejszym – Adam puścił oko.

– Bez sensu – podsumował Maciej.

– Tłumacz głupiemu a i tak cię osra – machnął zrezygnowany gospodarz. – To co, lepiej w domu na dupie siedzieć, gapić się w komputer i wyrywać laski przez facebooka?

– Do tego kij niepotrzebny…

– A widzisz, okazuje się, że w XXI wieku, taki głupi kij może wyrwać ludzi z wirtualnego świata…

– Tak, tak, to naprawdę bardzo ciekawe, ale chciałem przypomnieć, że umówiliśmy się na wywiad o zwyczajach weselnych. – Maciej bał się, że gospodarz do reszty zatraci się w opowieści o tym durnym kiju.

– Spokojnie, jeszcze do tego dojdziemy, jak to mówią starzy Kaszubi langsam, langsam – powoli, powoli. Klëka była bardzo dobrym sposobem na przekazywanie informacji, szczególnie na wsiach, których mieszkańcy nie żyli w zwartej gromadzie, ale ich domy oddalone były od siebie nawet, jak to jest w Krefcie, o kilka kilometrów. Dawniej – Adam znacząco chrząknął, – klëka służyła także do zapraszania na śluby i wesela.

– No właśnie, wesela – ucieszył się Maciej.

Klëka weselna, że ją tak nazwę, ozdobiona była kolorowymi wstążeczkami – szlifkama po kaszubsku. Były czerwone, żeby odegnać złe moce. A wiesz, że w żydowskiej kabale kolor czerwony także chroni przed urokiem? Używał jej rôczk czyli drużba weselny, wsiadał na konia i objeżdżał wieś, zawiadamiając mieszkańców o ślubie. Przy tym w domach osób zaproszonych na wesele, wygłaszał specjalnie na tę okazję ułożoną orację. Ozdobiona wstążkami klëka była symbolem radości i szczęścia. Tak oczywiście bywało dawniej, w XIX wieku, no może jeszcze na początku XX. Dzisiaj nikt za pomocą kòzła na wesela nie zaprasza.

Maciej przyjrzał się lasce. Zaciekawiły go wycięte na niej znaki i inicjały.

– A te symbole? Miały jakiś związek z weselem?

– Raczej z wojną – Adam uśmiechnął się tajemniczo. – Przyjrzyj się uważnie. Widzisz swastykę?

[1] (kasz.) czerwiec… luty… maj… październik… kwiecień…

Zrealizowano w ramach stypendium Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Ne starnë ùżëwôją kùszków (an. cookies). Przezérając je bez zjinaczi ùstôwù przezérnika dôwôsz zgòdã do jich spamiãtëwaniô.