Mariolka, Jurk, Szôkùlãfékònël a jiny…

Nowi rok, nowô ksążka! „Mariolka i ji przigòdë” to kaszëbskô òpòwiesc dlô dzecy a jejich starszëch. Akcjô dzeje sã w bôjkòwi krôjnie – swiece krôsniãtów. Króm nëch drobnëch ludków Mariolka spòtikô smòka ò stôrodôwnym a drãdżim do wëmówieniô mionie Szôkùlãfékònël

Pòjôwiają sã téż stolemë Alolilu, Jojo, Jópi ë jinszé pòstacëje z kaszëbsczich legeńdów.
Ksążka pëszno jilustrowónô je bez Joanã Kòzlarską. Dlô nëch, co czëtac nie lubią je platka – to sã tak fejn przësłëchô, jak czëtô Magdaléna Kropidłowskô. Wëdôwcą je Kaszëbskò-Pòmòrsczé Zrzeszenié. Dëtczi na wëdanié delë z Minysterstwa Bënowëch Sprawów i Administracëji.
Wszëtczima, co sã kòl wëdaniô ksążczi fëst narobilë baro serdeczno dzãkùjã, wtim òsoblëwie Anie Dunst, Bòżenie Ùgòwsczi, Aszi ë Gòszi Majkòwsczim a jejich tatkòwi Darekòwi, jaczi sprôwdzył pisënk.
Rôczã do kùpianiô a czëtaniô, a żlë chto bë chcôł promòcëją, tej żdajã na bédënczi…

NAZNACZONY (7)

Hewò, pò dludżim czasu, pòstãpny dzél dolmaczënkù pòwiescë Artura Jablońsczégò „Namerkôny”.

W wigilię Bożego Narodzenia Kónkòwie zjeżdżali całą rodziną, żeby pod wieczór być u babci w Jastarni. Nie było tam jakiejś szczególnie uroczystej wieczerzy, jaka pewnie jest w innych domach, ale za to bardzo wesoło mijał im czas. Jest taka stara pieśń, która zaczyna się od słów: Jô w Jastarnie ùrodzony/ jô w Jastarnie chcã ùmrzéc/ A swój wiek spãdzëc na mòrzim/ przë stôwianim wiele séc. No cóż, dobrze jeśli ktoś ma taką swoją Jastarnię. Wie wtedy, że zawsze ma dokąd wrócić. Tam każda mewa swoim krzykiem go przywita. Każda sosna nowiny szeptać mu będzie. Unosząca się nad wodą poranna mgła ogrom morza mu odsłoni. A słoneczko łaskotać będzie go za uchem. Jednym słowem, wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej.
– No, dzieci! Widzicie już pierwszą gwiazdkę na niebie? – Liska dała znać dorosłym, że czas na Gwiazdora. W tym roku ustalono, że będzie nim Mateùsz. Dlatego wyszedł on do drugiego pokoju, gdzie była schowana skarpeta, która była maską i kożuch, taki prawdziwy z owczej skóry.
– Babciu, patrzyliśmy tu od strony wydm. Tam żadnej gwiazdki nie widać. – rzekł rezolutnie Léón.
– Hola! A nie wiecie, że gwiazdka z Gdańska przychodzi? Idźcie no z drugiej strony zobaczyć.
Dzieci biegły do okien, a Mija szybko otworzyła drzwi, żeby wpuścić kolędników, bo tak to wcześniej było umówione. Cóż to się nie działa w domu Liski! Koń, małpa, żandarm, chłop z gwiazdą, diabły z batami i pejczami, baba z dziadem. Dzieci z wrzaskiem uciekały, gdzie popadło! Najmniejszy wlazł w końcu pod stół i siedział cicho jak mysz. Tónk schował się pod sutannę starego księdza Tónë, który też przyjechał na święta. Tylko najstarsza Marta nie miała gdzie się schować. Na szczęście kolędnicy, jak szybko do domu wpadli, tak szybko wyszli, życząc wszystkiego najlepszego na Boże Narodzenie. Za to w salonie pojawił się Gwiazdor z pękatym workiem pełnym prezentów!

Continue reading “NAZNACZONY (7)”

NAZNACZONY (6)

Transcassubia stała już na dworcu w Chojnicach, kiedy pierwsi pasażerowie bladym świtem wchodzili na stopnie schodów piętrowych wagonów. Trochę później, prawie równocześnie, wjechały przed dworzec służbowe auta pomorskich notabli. Dla nich przygotowana była salonka, prawdziwy paradny wagón. Do niego Beniamin prowadził teraz marszałka sejmu, Michała Płażewskiego, którego powitali Karól Kilwater i Gerat Szumlewsczi.
– Panie marszałku, prosimy – rzekł Gerat. – Tą salonką dojedzie pan dzisiaj do samego Helu, i to w doborowym towarzystwie kaszubsko-pomorskich samorządowców.
– Dobrze was wszystkich razem widzieć – odpowiedział marszałek, który niegdyś był w Gdańsku pierwszym niekomunistycznym wojewodą.
– Razem, i to w jednym województwie! – wtrącił Gerat.
– Tylko dlaczego pomorskim, a nie kaszubsko-pomorskim!? – zagadał Karól.
– Panowie, dobrze wiecie, że spory wokół nowych województw trwały do samego końca, do chwili głosowania ustawy w Sejmie. Nie można było inaczej, bo zaraz głos podnosili zwolennicy utworzenia dodatkowego województwa środkowo-pomorskiego ze Słupskiem i Koszalinem. Poza tym, co by na to powiedzieli Kociewiacy? Dla dobra sprawy należało odłożyć kwestie etniczne.
– A czy będzie, pana zdaniem, panie marszałku, w niedalekiej przyszłości szansa na zmianę nazwy województwa na kaszubsko-pomorskie, gdybyśmy o to wnioskowali? – Karól nie ustępował.
– Proszę, siadajcie wszyscy! – zawołał mocnym głosem Beniamin. – Pociąg rusza! Kapela rżnie!

Continue reading “NAZNACZONY (6)”

NAZNACZONY (5)

To, że w radiu, a tym bardziej w telewizji, od początku lat dziewięćdziesiątych można było mówić otwarcie po kaszubsku, było jak balsam na zamęczoną w Polsce Ludowej kaszubską duszę. Kto przedtem słyszał kaszubską mowę w pociągu, autobusie, na gdyńskich czy gdańskich ulicach? Przecież wszędzie mówiło się „z wysoka” – po polsku. A w kościele? Przecież wiadomo było, że Pan Bóg po kaszubsku nie rozumie. A teraz pokazywali msze święte w telewizyjnym kaszubskim magazynie „Snôżô Zemia”. Jest ta nasza ziemia snôżô ­– piękna – mówili ludzie po obejrzeniu programu w niedzielny poranek. Nie ma się czego wstydzić.

Szefową „Snôżej Zemi” była Jizabela Trojanowskô, dziennikarka z czterdziestoletnim stażem. Żyła w ciągłym biegu, wszędzie było jej pełno, wszystko musiała wiedzieć, zawsze wtrącić swoje trzy grosze. Lubiła otaczać się młodymi, żeby ich uczyć, ale przecież nie tylko po to. To oni dodawali jej sił do codziennej pracy. Goniła ich czasami od rana do nocy po całych Kaszubach i mówiła: „Najpierw praca, a kiedy się wyrobicie, to się zabawicie”. Było w tym coś nadzwyczajnego? Chyba nie… Tylko kto mówił, że Trojanowskô była nadzwyczajna? Wymagała od innych i od siebie. Tacy już są Kaszubi – pracowici. Że Trojanowskô nie była Kaszubką? Prawda, z krwi i kości nie była. Za to świadomość miała, nawet większą niż niejeden rodowity Kaszub.

Continue reading “NAZNACZONY (5)”

NAZNACZONY (4)

Z dworca w Świnoujściu szli piechotą. Studenci historii z Gdańska. Na tę wędrówkę każdy z nich wybrał się w innym celu. Nazywało się to podróżą badawczą. Nie musieli brać z sobą nikogo z kadry. To była ich inicjatywa. Była to dobra kompania, choć znali się tylko z uczelni. Tylko Amandus był ze swoją dziewczyną. Kawałek drogi trzeba było iść do Ahlbecku po niemieckiej stronie Uznamu. Plecaki im ciążyły, na szczęście byli już na miejscu. Teraz pociągiem do Stralsundu – Strzałowa. Przed nimi wyspa Rugia.
– „Përznã z bòkù òd flachù pòmòrskò-niemiecczich biôtków, sedzącë na niedoprzińdnym òstrowie, kaszëbsczi lud Rujanów, to je Ranów, trzimôł starżã nadmòrską Pòmòrsczi” – Amandus czytał swojej dziewczynie fragmenty z Aleksandra Majkowskiego. Siedzieli na starym rynku w Strzałowie i patrzyli na dziurawe dachy gotyckich kościołów przerobionych za czasów NRD na magazyny.
– A ten Majkòwsczi to „Historię Kaszubów” po kaszubsku napisał?
– Nie, to akurat po polsku.
– Tak mi się wydawało. To czemu to tłumaczysz?
– Bo chciałem w tym miejscu usłyszeć język kaszubski. Wiesz, że w średniowieczu to byłoby normalne. Przechodzilibyśmy obok kościoła Świętego Mikołaja, patrona rybaków i marynarzy, a wokoło rozbrzmiewałaby kaszubszczyzna.
– Gdzieś ty się tego naczytał?
– No naprawdę!
– Nie musisz szpanować tym swoim kaszubskim.

Continue reading “NAZNACZONY (4)”

NAZNACZONY (3)

W kawiarni w Arles, przy stoliku na dworze, w cieniu dwustuletniego platanu przytulającego się do pomnika Frédérica Mistrala, rozpościerającego wysoko nad nim gałęzie bogate w wielkie jak dłoń liście, Amandus pił wzorem miejscowych pastis. Do szklanki z anyżową złocistą wódką dolewało się z glinianego dzbanka trochę zimnej wody z kawałkami lodu, wtedy wódka robiła się mlecznobiała. W południowym słońcu Śródziemnomorza nie znajdziesz nic lepszego. Smak anyżu jak żywo przypominał Amandusowi rybacki odpust w Swarzewie.

Kiedy zamknął oczy, zobaczył jastarnicką kompanię witającą się z Matką Boską Królową Morza w jej lipcowe święto. Stała w ceglanej neogotyckiej świątyni wyżej ołtarza, w złotej koronie, i jaśniała światłem swojego Syna, którego trzymała na rękach. Pielgrzymi klęczeli przed Nią i, rozmodleni, spoglądali na jej lica. Stary Gerat dyrygował orkiestrą dętą, która grała bez klarnetów, bo jakoś nikt nigdy się do nich nie garnął. Orkiestra grała, a feretrony fruwały pod posową swarzewskiego kościoła. Do tyłu i w górę. Do przodu i w dół. W lewo, w prawo. W kółko i nisko do ziemi. Mój Boże, jakież to piękne widowisko! A kiedy zakończył się już ten obrzęd, trzeba było szybko biegać na bùdë – kramy z różnościami. Centki, kapiszony, kolorowe piłeczki na gumie napełnione trocinami, no i te cukierki, które smakowały całym światem. Te anyżowe lubili z tatą najbardziej. Odpust bez anyżowych cukierków się nie liczył.

Continue reading “NAZNACZONY (3)”

Lëteracczé zéńdzenié w Czôrnym Mlinie

Sobòta, 5. zélnika, pò pôlnim, wiodro bëlné…
Wicy jak 30 sztëk lëdzy (nie rechùjącë tuska) zeszlo sã w Czôrnym Mlinie kòl Anë i Artura Jablońsczich. Zeszlo so, bë pògadac ò kaszëbsczi lëteraturze ë szkòlé. Króm gôdków bëlo téż ògniszcze, a jak ògniszcze tej ë wòrztë – lëchò sã gôdô ò lëteraturze, czej brzëch glodny.
Bëlo to drëdżé latosé zéńdzenié kaszëbsczich lëteratów w „plenerze”. Pierszé bëlo w lëpińcu kòl Fele Bôska-Bòrzëszkòwsczi w Łubianie.
Ne dwa zéńdzenia wespólrëchtowalo Mùzeùm Kaszëbskò-Pòmòrsczi Pismieniznë i Mùzyczi we Wejrowie.
Wpisëjta w kòmeńtérach, chtëż w Czôrnym Mlinie negò zélnikòwégò pòpôlniô kòl Anë i Artura zawitôl.

Continue reading “Lëteracczé zéńdzenié w Czôrnym Mlinie”

NAZNACZONY (1)

„Namerkôny” to pòwiesc Artura Jablońsczégò, jakô czile lat temù pòrëszëla wiele czëtińców a kritików (òbezdrzë tuwò)… Kò je ju czas na ji prezentacjã w pòlsczi gôdce. Òd dzysô mdã co pôrã dniów wstôwiôl sztëczczi negò dokôzu. A mdze jejich dzewiãc…

NAZNACZONY (1)

Artur Jablońsczi
tłum. Róman Drzéżdżón

Dzwony zwołują gromadę, na Alleluja… Że też nie słyszałem bębna! Dobrze, że mieszkam blisko kościoła, to zdążę na procesję. Gdzie moje spodnie? Koszula pewnie niewyprasowana, a buty trzeba wypastować. O Boże! Kaftan cały wygnieciony, jak będę wyglądać? Skarpety dziurawe, a całych nie mogę znaleźć. Mama ma rację, kiedy mówi, że najwyższy czas na ożenek. Dóra by chciała, ale mnie do żeniaczki nie ciągnie. Źle mi z nią? Dziewczyna jest nawet ładna i dobrze ma w głowie poukładane. Dba o mnie i jak mówią Kaszubi, dobrze warzi i seje, chłop z nią dobrze żëje . Jednak czegoś mi w niej brakuje, nie potrafię tego dobrze nazwać. W czasie zaręczyn upadł jej pierścionek. Kiedyś się mówiło, że jak coś takiego się wydarzy, to z wesela nici. Gdzie ten krawat?!
– Tak to już na tym świecie jest, że ci, którzy najbliżej dzwonnicy mieszkają, prawie zawsze do kościoła się spóźniają, prawda Walãti?
– Ale Dórkò, przecież wiesz, co wczoraj wieczorem do późna robiłem…
– A nie robiliśmy tego razem?
– Ciii… Nie mów tak głośno, jeszcze ktoś nas usłyszy.
– A niech słyszą. Co najmniej od roku o nas plotkują. Dawno jesteśmy po zaręczynach, a ty ani myślisz się ze mną żenić.
– Ależ, Dórkò, myślę, myślę… Tylko potrzebuję jeszcze trochę czasu.
– Co ty wygadujesz… wiem, że mnie zostawisz.
– Nie przyszedłem na rezurekcję, żeby się z tobą kłócić.
– Nie chcesz za mną gadać, to z Bogiem.
A zapowiadał się taki przyjemny dzień. Nie to nie… Jutro pójdę do niej z dyngusem i znowu będzie zgoda.
– Pochwalony.
– Na wieki wieków… Kto to był? Wczoraj widziałem ją koło kościoła. Ach, już wiem, to ta od Mùżów. No tak! Ale z niej wyrosła piękna panna. Mój Boże! Pan Jezus zmartwychwstał! Naprawdę zmartwychwstał.

Continue reading “NAZNACZONY (1)”

Ne starnë ùżëwôją kùszków (an. cookies). Przezérając je bez zjinaczi ùstôwù przezérnika dôwôsz zgòdã do jich spamiãtëwaniô.